Pracuję w Fundacji Kasisi od samego początku. Pamiętam jak dziś, siebie siedzącą za biurkiem, wprowadzającą do adopcji kolejne dzieciaki. Każde zdjęcie bardzo mnie wzruszało, każde dawało poczucie, że choćby człowiek znalazł się w nie wiem jak trudnej sytuacji, to wciąż ma jeszcze mnóstwo powodów, żeby się uśmiechać. W końcu przychodziło skrępowanie, że ja mam tak dużo, a jednak nie zawsze potrafię to docenić.
I próbuję postawić siebie w sytuacji Musiwy, którego mama zginęła w pożarze, próbując swoim ciałem osłonić swojego malutkiego synka. Czy Stevena, którego mama umarła, bo nie zabrała ze sobą do przychodni gumowych rękawiczek potrzebnych do przyjęcia porodu. Odesłano ją do domu, po drodze urodziła bliźnięta, dała życie, ale sama je straciła. W Kasisi jest też Peter Kenneth, którego mama oddała go do domu dziecka, bo nie miała możliwości go wychować, czy Divine, którego tata nie jest w stanie sam go wychować, bo po długiej chorobie stracił ukochaną żonę i mamę chłopca. A Angela, dziewczynka z zespołem Downa, którą mama porzuciła, bo mała jest chora, to szczęście w czystej postaci.
Będąc w Kasisi poznałam te wszystkie dzieciaki. Rozmawiałam ze Stevenem, który wciąż jeszcze cierpi po śmierci swojego brata Christophera. Pożyczyłam swoje okulary przeciwsłoneczne Kennethowi, który natychmiast odwdzięczył się buziakami i przytulasami. Tuliłam w ramionach prawie 2 letniego Divine, który cierpi na chorobę głodową. Chłopiec miał wtedy gorączkę, tak bardzo chciał się do mnie uśmiechnąć i zrobił to najlepiej jak potrafił. Każdego ranka swoim uśmiechem witała mnie też Angela z koleżankami, które bardzo chętnie pozowały do zdjęć.
Tak bardzo bałam się lecieć do Kasisi. Bałam się, że będę płakała nad losem każdego dziecka, że moja wrażliwość nie pozwoli mi powstrzymać łez. Dziś już to wszystko rozumiem. Dziś już wiem, że w Kasisi można jedynie wylewać łzy szczęścia i wzruszenia, gdy dziecko, po tym jak je przytulisz mówi Ci: I love You.
Mogłam w końcu na własne oczy zobaczyć te wszystkie szczęśliwe dzieciaki. One w Kasisi dostają tony miłości, są zaopiekowane od A do Z. Wiedzą, że są tu najważniejsze, a przy tym są pełne szacunku do sióstr, mamies i innych pracowników.
I taka refleksja na koniec przychodzi, że nieważne co Cię w życiu spotka, najważniejsze jest to, żebyś miał obok siebie kogoś, kto Cię kocha.
Dziękujemy Wam, że jesteście z naszymi dzieciakami, że je kochacie i wspieracie. Bądźcie z nami i pamiętajcie, że Kasisi to też Wasz DOM.
Agnieszka Gasińska
Wyobraź sobie, że każdego dnia w Twoim domu prąd jest dostępny tylko przez 2 godziny. I nigdy nie wiesz, o której godzinie się pojawi i kiedy zniknie. Nie możesz zagotować wody, włączyć pralki czy naładować telefonu. Po zmierzchu toniesz w ciemnościach we własnym mieszkaniu. A teraz wyobraź sobie, że w takich warunkach żyje 250 dzieci w Kasisi, które potrzebują nie tylko ciepła rodzinnego, ale też zwykłego, codziennego bezpieczeństwa. Zambia nie ma prądu, bo zmienia się klimat. Deszcze nie padają mimo, że już dawno powinny zacząć. Większość elektrowni to turbiny wodne, ale zbiorniki świecą pustkami. Dla nas to codzienna walka z ograniczeniami, które nie powinny być dotyczyć żadnego dziecka.