Tradycyjnie jak co roku 2.11 nasze dzieci po mszy za wszystkich zmarłych mieszkańców Kasisi i kasiskich przyjaciół przeszły w procesji na cmentarz (jest tuż obok, po drugiej stronie drogi na tyłach Domu).
W tym roku tak wiele straciliśmy… niespodziewanie odszedł Krzyś, niedługo po nim Dorotka. Nad ich grobami dzieci modliły się szczególnie długo, każde przyniosło gałązkę bugenwilli. I choć w sercu cały czas pozostaje wyrwa, to codziennie widzimy, jak ból związany z odejściem naszych dzieci wspólnie z Wami udaje nam się zamienić w dobro.
Siostra Mariola niedawno znowu odwiedziła chorych na onkologii. Dzieci dostały słodycze i zabawki. Rozmowy i wsparcia potrzebowali też ich rodzice. Siostrze udało się porozmawiać z każdym z nich. Byli bardzo wdzięczni i wzruszeni. Siostra odwiedziła też starszych pacjentów, których poznała wcześniej, gdy w szpitalu leżał Krzyś. Stan niektórych z nich bardzo się pogorszył, część potrzebowała leków i opatrunków. Dostarczyliśmy je następnego dnia.
„Dziękuję Bogu, że dzięki Krzysiowi mnie tu przyprowadził… Dziś, choć Krzysia już nie ma z nami, jeszcze bardziej doświadczam, że „miłość na śmierć nie umiera”– napisała nam siostra Mariola.
Wyobraź sobie, że każdego dnia w Twoim domu prąd jest dostępny tylko przez 2 godziny. I nigdy nie wiesz, o której godzinie się pojawi i kiedy zniknie. Nie możesz zagotować wody, włączyć pralki czy naładować telefonu. Po zmierzchu toniesz w ciemnościach we własnym mieszkaniu. A teraz wyobraź sobie, że w takich warunkach żyje 250 dzieci w Kasisi, które potrzebują nie tylko ciepła rodzinnego, ale też zwykłego, codziennego bezpieczeństwa. Zambia nie ma prądu, bo zmienia się klimat. Deszcze nie padają mimo, że już dawno powinny zacząć. Większość elektrowni to turbiny wodne, ale zbiorniki świecą pustkami. Dla nas to codzienna walka z ograniczeniami, które nie powinny być dotyczyć żadnego dziecka.