Kokon miłości upleciony z ramion siostry Marioli. Nic więcej teraz nie trzeba. Powoli topnieją zakodowane w emocjach Mosesa odrzucenie, samotność i strach. Tak właśnie przywitał go ten świat, próbując udowodnić, że nie ma w nim dla niego miejsca.
Porzucony zaraz po porodzie daleko od domu, chłopiec przeszedł przez wszystko, czego żadne dziecko nigdy nie powinno doświadczać. Zamiast okalających go bezpieczeństwem ramion mamy, otaczała go szorstka trawa rosnąca przy rzece w buszu. Na szczęście ktoś się zorientował, że coś jest nie tak, gdy matka Mosesa wróciła sama do wioski. Rozpoczęły się poszukiwania. Udało się. Chłopiec od razu trafił do szpitala, a stamtąd do Kasisi. Tu, w DOMU, czekamy na KAŻDE dziecko i robimy wszystko, by uwierzyło, że na tym świecie jest mnóstwo osób gotowych je przytulić (choćby na odległość) i pokazać jak bardzo im na nim zależy.
Jeszcze chwila w ramionach siostry i twarz naszego maleństwa zaczyna promienieć. Jakby próbował nam powiedzieć, że od urodzenia właśnie na to czekał. My wiemy, że od teraz będzie inaczej, że staniemy na głowie, by nigdy więcej nie czuł się tak, jak po przyjściu na ten świat. A może ktoś z Was ma dziś wolne, otwarte ramiona, by wziąć w nie małego Mosesa i ruszyć z nim nową, lepszą drogę? Coś nam się wydaje, że będzie niezwykła. W końcu nie bez powodu dostał imię Mojżesz.
Wyobraź sobie, że każdego dnia w Twoim domu prąd jest dostępny tylko przez 2 godziny. I nigdy nie wiesz, o której godzinie się pojawi i kiedy zniknie. Nie możesz zagotować wody, włączyć pralki czy naładować telefonu. Po zmierzchu toniesz w ciemnościach we własnym mieszkaniu. A teraz wyobraź sobie, że w takich warunkach żyje 250 dzieci w Kasisi, które potrzebują nie tylko ciepła rodzinnego, ale też zwykłego, codziennego bezpieczeństwa. Zambia nie ma prądu, bo zmienia się klimat. Deszcze nie padają mimo, że już dawno powinny zacząć. Większość elektrowni to turbiny wodne, ale zbiorniki świecą pustkami. Dla nas to codzienna walka z ograniczeniami, które nie powinny być dotyczyć żadnego dziecka.